Czytanie, tak jak pozostałe elementy edukacji naszych maluchów wprowadzamy na dużym luzie i poprzez zabawę. Wcześniej korzystaliśmy z angielskich kart do czytania Phonic Readers Flashcards Level 1 i Level 2, wydawnictwo Autumm Publishing. Więcej na ten temat znajdziecie tu. Po polsku i włosku Lenka poznawała słowa w książkach i nie były to działania systematyczne. Ale ostatnio oczarowała mnie czteroletnia Maja, córeczka Agi Basty, która fenomenalnie sama czytała książkę! Aga uczy czytać swoje dwie córeczki metodą Domana. Dziękuję za inspirację!
To był moment, w którym pomyślałam, że może warto zrobić dla moich maluchów karty w kilku językach, tylko z wyrazami bez obrazków. Tak na próbę. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Przygotowałam na początek zestawy po 20 wyrazów po polsku, angielsku i włosku. Pokazywaliśmy je dwa do trzech razy dziennie. Tyle słów, na ile mieli ochotę. Jak tracili zainteresowanie, to przestawaliśmy prezentować. Co ciekawe, zaczęłam pisać ten post po 4 dniach pracy z kartami.
Kilka słów o efektach.
1. Tata siedzi i pokazuje Leo karty z angielskimi słowami. Lena stoi na kanapie bezpośrednio za nim. Nagle tata się zacina. Między angielskim wyrazami pojawiło się przez przypadek jedno włoskie. Lena, widząc je do góry nogami, czyta je poprawnie na głos. Kartę widziała wcześniej trzy razy.
2. W trakcie pokazywania kart, Leo powtarza te słowa, które potrafi powiedzieć za tatą.
3. Lena przychodzi i prosi o pokazanie słów. Leo ustawia się obok niej. Ma mniej cierpliwości, ale zabawa mu się podoba.
4. Lena polskie słowa czyta albo literuje. Potrafi też na widok słowa auto powiedzieć samochód albo jak widzi home, mówi house. Słowa włoskie i angielskie staramy się czytać całowyrazowo.
5. Bawimy się na wiele sposobów. Pokazujemy karty, ale Lena chce je czytać. Widać, że zapamiętała niektóre słowa dzięki czytaniu całowyrazowemu (i to widząc je tylko jeden raz!), a czasami składa literki (głównie w języku polskim).
6. Lena przychodzi i prosi o napisanie ciągle nowych słów. Np. „Mamo napiszesz puffin” (to z bajki Puffin Rock).
7. Po czterech dniach córka wzięła ode mnie karty i sama przeczytała. Było to tak zaskakujące, że chwyciłam za telefon i nagrałam to!
8. Kilka dni później (karty są pokazywane codziennie z różną częstotliwością). Leo sam bierze karty, mi pokazuje i mówi coś po swojemu.
Podsumowanie po mniej więcej dwóch tygodniach.
Jak może wiecie z poprzednich wpisów, czerpię z różnych metod, ucząc dzieci. Nie skupiam się na jednej. Proponuję coś i patrzę czy to się u nas sprawdza. Jeśli jest taka potrzeba, modyfikuje zalecenia. Przyznam się, że nie zadręczam się czy robię dobrze. Jeśli widzę chęć współpracy ze strony malucha, to daję sobie zielone światło. I nigdy nic na siłę. Staram się (ale nie zawsze mi wychodzi) pokazywać córce karty dwa razy dziennie, jeśli ma ochotę. Najczęściej ma. Jak sama przeczyta wyraz, to go odkładam i do niego nie wracam. Leon mało mówi, więc oczywiści nie czyta. Czasem uczestniczy w sesjach z siostrą, a czasem ma własne. Lubi bawić się kartami. Wyrazy wypisuję ręcznie na zwykłych kartkach. Często, ale nie codziennie, wieczorami coś dokładam do każdej kupki językowej. Piszę te słowa, które mogą ich interesować. Lenka zaczęła po dwóch tygodniach czytać całe zdania.
Ostatnim moim pomysłem było rozróżnienie kart. Różne języki, różne kolory. Na początku wszystko pisałam tylko na czerwono. Każde przeczytanie słowo przez moją córkę jest motywacją do dalszej pracy. Leo nie pokazuje jednoznacznie, że te sesje coś mu dają. Jednak mam wrażenie, że czasem wysyła sygnały świadczące, że też z tego czerpie.
Jeśli mój wpis Cię zainteresował albo się przydał, to zostaw proszę komentarz, polub i udostępnij. Zapraszam również do polubienie mojej strony na Facebooku i profilu na Instagramie.
Wow 🙂 Zazdroszczę takie pokazywacza. Ja na Maję dłuuugo musiałam czekać. Po prostu na pojedynczych słowach niemalże nic…a tu nagle zdania i jak się otworzyła, zrozumiała, że naprawdę umie czytać to bardzo szybko potem całe książki. Ciekawe jak to będzie u mnie z drugim maluszkiem. Muszę ten artykuł podać dalej. Jesteś najlepszym dowodem na to, że to działa i niekoniecznie trzeba robić kropka w kropkę zgodnie z metodą..z harmonogramem. Jestem ciekawa czy tak jak ja zauważysz różnice w postępie w zależności od języka jak już pojawi się czytanie książek.
Dziękuję bardzo! 🙂 Wyszło spontanicznie. Zobaczymy jak to będzie dalej z tym naszym czytaniem.
Ja próbowałam wprowadzić czytanie globalne, też na luzie, ale konsekwentnie dość późno, bo w okolicy trzecich urodzin córki. Początki były obiecujące, ale zainteresowanie kartami prysło. Córka nudzi się przy kartach. Dla niej istnieją tylko książki, tylko „oryginalne”, jakieś laminowane i bindowane „twory” demaskuje od razu. Robię więc drugie podejście, tym razem kupiłam książeczkę do czytania sylabowego. Zachęciło mnie to, że proste jednosylabowe lub dwusylabowe słowa pod obrazkami potrafiła odczytać i baaaaardzo była szczęśliwa, że „umie czytać” 🙂 Zobaczymy, jak to będzie dalej. Córka aktualnie 3,5 roku i rwie się do książek i czytania.
My miałyśmy pierwsze nieudane podejście w zeszłym roku, czyli jak Lenka miał już skończone trzy latka. Teraz było drugie. Próbujemy i bawimy się wyrazami. Zobaczymy co dalej. I trzyma kciuki za Was 🙂