Nasze początki z wielojęzycznością zamierzoną. Część I, Lenka

Często dostaję pytanie, jakie były nasze początki z wielojęzycznością zamierzoną. Z jakich materiałów korzystałam i co mogę polecić dla najmłodszych. W tym miejscu mam problem, ponieważ podstawą u nas była przede wszystkim komunikacja w językach obcych. Troszkę później pojawiły się też włoskie piosenki. Tutaj znajdziecie więcej informacji na ich temat. Na samym początku mieliśmy w domu tylko polskie książki i opowiadałam je po angielsku i włosku. Wiele z nich niestety nie doczekało do dnia dzisiejszego. Były tak eksploatowane, że musiały się z nami pożegnać. Pozostała garstka zabawek nie miała żadnej tożsamości językowej. Wyjątek stanowił angielski Puppy z Fisher Price. Jednak Lenka nie szalała na jego punkcie. Docenił go zdecydowanie bardziej jej młodszy brat. Teraz zabawek ukierunkowanych językowo mamy trochę więcej, ale przede wszystkim przybyło nam bardzo dużo książek.

1.Polskie książki

Córka jak była malutka, bardzo lubiła książeczki dotykowe i wszystkie inne o zwierzętach. Niestety nasza wielka księga o zwierzętach na farmie nie przetrwała próby czasu… W wieku 15 miesięcy Lenka odpowiadała na pytania po włosku i angielsku jak się nazywają poszczególne zwierzęta i jakie dźwięki wydają. Bazą do nauki były polskie książki. Do gustu przypadły jej bardzo m.in. trzy poniższe pozycje. „Dotykamy kolorów”, wydawnictwo YoYo Books.

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

2.Puzzle

Kolejną wielką miłością mojej córki były drewniane puzzle ze zwierzętami, które dostała od cioci. Ile razy Waszym zdaniem można je ułożyć? Według mojej córki nieskończoną ilość razy! Czy można to robić, rozmawiając po włosku i angielsku? Ależ oczywiście!

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

3. Angielskie i włoskie książki

Dopiero później pojawiły się u nas pierwsze angielskie i włoskie książeczki. Jeśli dobrze pamiętam, to pierwszy był Spot, którego autorem jest Eric Hill. Wydawnictw Penguin Random House Children’s UK. Udało nam się je kupić za rozsądne pieniądze w Tk Maxx. Opowiadałam Lence te książki bez końca, ale sama też potrafiła się nim zająć. Spot był idealny na początek. Sympatyczne historie o życiu małego pieska, jego rodziców i przyjaciół. Krótkie i proste zdania ściśle powiązane z ilustracjami.

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

Kolejnym hitem okazała się Peppe Pig, wydawnictwo Ladybird. Z tą kolekcją córka długo się nie rozstawała. Tak jak w przypadku Spota są to krótkie proste historie, które oglądała sama albo ze mną.

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

Do nauki języka włoskiego, pierwsze książki, które się u nas pojawiły były z wydawnictwa Usborne. Były przez Lenkę bardzo lubiane i też niestety ucierpiały w trakcie częstego użytkowania.

Słownik z pierwszymi włoskimi słowami i dwie książki z okienkami. Jedna też związana z podstawowym słownictwem, druga pomocna w nauce liczenia. O naszych włoskich książkach możecie poczytać więcej tu.

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

Źródło: domowe archiwum lenaspeaks.pl

4. Podsumowanie

Lena w wieku 26 miesięcy mówiła pełnymi zdaniami. Jej pierwszym językiem w tamtym okresie był angielski, mimo uczęszczania do polskojęzycznego żłobka. W tym czasie nastąpił u niej też przełom związany z czytaniem książek. Lena zaczęła słuchać. Wcześniej, książki można było jej tylko opowiadać, pokazując na obrazki. Od tego momentu książki zaczęły nam w domu przybywać lawinowo. I angielskie i włoskie.

W tym wpisie nie przeczytacie o mojej recepcie krok po kroku na wielojęzyczność, za co przepraszam. U nas, od samego początku panuje całkowita wolność językowa. Chcieliśmy stworzyć w domu, możliwej jak najbardziej naturalne środowisko dla języków obcych i to nam się udało.

Jakie mam wnioski i przemyślenia? Róbmy swoje. To, co możemy i ile możemy w danym momencie. W przypadku maluszków moim zdaniem najważniejszy jest poświęcony im czas i nasza inwencja twórcza. Jak mamy możliwości i chcemy kupować książki obcojęzyczne dla niemowlaka, to super, ale według mnie nie jest to warunek konieczny do wprowadzenia w domu wielojęzyczności. Warto wprowadzać dodatkowe źródła języka w postaci piosenek czy audiobooków. To wszystko sprawia, że dziecko się osłuchuje, ale przykład mojej córki pokazuje, że można i bez tego osiągnąć cel. W moim odczuciu, podczas całego procesu wprowadzania języków obcych w domu, najważniejszy jest luz i systematyczność w podejmowanych działaniach. Proponuję się nie bać i zaryzykować, a przy okazji chciałabym polecić świetny wpis Justyny o strachu związanym z możliwymi błędami językowymi.

Jeśli mój wpis Cię zainteresował albo się przydał, to zostaw proszę komentarz, polub i udostępnij. Zapraszam również do polubienie mojej strony na Facebooku, profilu na Instagramie i kanału na YouTube.

2 thoughts on “Nasze początki z wielojęzycznością zamierzoną. Część I, Lenka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *